Pies Pawłowa to ja! Gdyby Iwan Pawłow zaprosił mnie na badania do swojego laboratorium fizjologicznego wzorowo potwierdziłabym jego teorię na temat odruchów warunkowych. Gdy tylko przyjeżdżam do domu rodziców robię się głodna, w mojej buzi gromadzi się ślina a ja udaję się na zwiedzanie lodówki. Wszystko jest warte posmakowania, dotknięcia, polizania. Kolejnym punktem obowiązkowym jest szuflada, koniecznie ta po lewej stronie, druga od góry. To w niej właśnie kryją się smakołyki: czekolady, cukierki, ciasteczka. Mama od zawsze trzyma je w tym samym miejscu, dlatego wiedziona instynktem słodyczożercy, odsuwam ją bezmyślnie przed obiadem, po obiedzie, w przerwie na reklamę, w drodze do łazienki i wtedy, kiedy musiałam wyjrzeć przez okno znajdujące się właśnie obok tej szuflady. Rytuał powtarzam wielokrotnie w ciągu dnia, a później zastanawiam się dlaczego właściwie to robię?!
Pawłow jako pierwszy zauważył, że psy wydzielają ślinę nie tylko w trakcie posiłku, ale także w reakcji na bodziec,
który posiłek poprzedzał, czyli jest bezpośrednio skojarzony z jedzeniem. Pokarm był
pierwotnym bodźcem kluczowym prowadzącym do ślinienia. W wyniku stałego towarzyszenia bodźca dźwiękowego lub świetlnego w momencie poprzedzającym jedzenie,
następowało przekształcenie tego pierwotnie obojętnego bodźca we wtórny bodziec
kluczowy. Zjawisko to Pawłow nazwał odruchem warunkowym, w odróżnieniu
od wrodzonego odruchu bezwarunkowego czyli ślinienia się na pierwotny
bodziec kluczowy (pokarm).
Czy druga szuflada od góry w kuchni mojej mamy stała się dla mnie wtórnym bodźcem kluczowym zmuszającym moją rękę do sięgnięcia po słodycze a ślinianki do wzmożonej produkcji śliny? Mam nieodparte wrażenie, że tak właśnie jest. Widok szuflady a nawet sama świadomość jej istnienia i bliskiej obecności działa na mnie jak lampka na psa pawłowa - źrenice rozszerzają się, w ustach zbiera się ślina i następuje radosne oczekiwanie na nagrodę. Moje przyzwyczajenie prowadzi do tego, że po trzydniowym weekendzie wyjeżdżam od rodziców o kilogram cięższa i bardzo rozczarowana za ciasnymi spodniami. Myślę sobie, że jeśli mogłam się czegoś nauczyć to równie dobrze mogę się tego oduczyć. Jednak mimo iż odruchy warunkowe zachodzą świadomie, atmosfera domu rodzinnego nie sprzyja uruchamianiu procesów myślowych i analizie. Ja chyba znów staje się dzieckiem i cieszę się chwilą, nie myśląc o tym, co będzie jutro. Czasem miło jest powrócić do czasów dzieciństwa, ale dlaczego kosztem kurczącej się garderoby?
OMLET Z TWAROŻKIEM I OWOCAMI
2 jajka
1 łyżka mleka migdałowego
szczypta soli
1 łyżka oleju rzepakowego
50 g twarożku kremowego 0% lub masła orzechowego
1 łyżka musu jabłkowego bez cukru
1/2 banana
1/2 szklanki borówki amerykańskej
Jajka roztrzep widelcem z mlekiem i solą. Rozgrzej patelnię pokrytą olejem i wylej na nią jajka. Smaż 3 - 5 minut, aby omlet się ściął, ale pozostał kremowy.
Twarożek wymieszaj z musem jabłkowym i rozsmaruj na połówce omletu. Ułóż na wierzchu owoce i przykryj drugą połową placka.
eksperyment socjologiczny numer jeden - Wojciech ślini się na samą wzmiankę o Spring Plate, rokowania: dobre
OdpowiedzUsuńWojciechu, ale komplement! :)
UsuńMam podobnie i zawsze staram się nie ważyć zaraz po powrocie;)
OdpowiedzUsuńsuper ten omlet wygląda , pyszności !
OdpowiedzUsuńkurcze... jak się nie skusić na takie śniadanie
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo apetyczne śniadanko.
OdpowiedzUsuńTrochę mnie nie było w blogosferze i dopiero dziś odkryłam Twój blog, ale z pewnością dołączy do tych które odwiedzam :) Bardzo dobrze się czyta i wspaniale ogląda. Zdjęcia fantastyczne.
Pozdrawiam ciepło :)
Dziękuję bardzo :) i witam serdecznie!
UsuńMniam, mniam, piękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuń...przepysznie wygląda ;D
OdpowiedzUsuńFantastyczny omlet i bardzo interesujący post ;)
OdpowiedzUsuńdziękuję wszystkim!
OdpowiedzUsuń