Julie i Julia
O Julii Child po raz pierwszy usłyszałam tak naprawdę oglądając zabawny film biograficzny Julie i Julia w reżyserii Nory Ephron. Film opowiada prawdziwą historię niespełnionej, młodej pisarki Julie Powell (Amy Adams), która zainspirowana życiem Julii Child (Meryl Streep) postanawia w zaledwie 365 dni zrealizować 524 przepisy z jej książki kucharskiej . Swoje doświadczenia i rozterki związane z realizacją tego planu umieszcza na blogu, który ma stać się nicią łączącą nowe pokolenie z tradycyjną kuchnią francuską. W tej przepysznej komedii o radości, obsesji i satysfakcji każdy, kto miał choć przez chwilę tzw. kota na punkcie przepisów, książek kucharskich i gotowania odnajdzie troszkę z siebie. Wspaniała gra Meryl Streep (którą uwielbiam) i Stanley'a Tucci. Tego filmu nie powinno zabraknąć w Waszej osobistej kolekcji.
Film ukazuje Julię Child jako trochę ekscentryczną, ale niezwykłą kobietę. Bardzo silną, ale jednocześnie pełną ciepła i miłości do swojego męża i do gotowania. W każdym ruchu Julii widać jest pasję, która do dziś inspiruje całe rzesze kobiet.
Julia była pierwszą w Ameryce (aczkolwiek całkowicie niechętnie) kulinarną gwiazdą. Mimo, że stanowczo twierdziła, że nie była "szefem kuchni" Child własnymi rękami zmienił sposób myślenia o jedzeniu w tym kraju. Kilkanaście książek kucharskich i niezliczone godziny w telewizji, pokazy, ukazywały niezrównaną grację i lekkość gotowania Julii oraz jej mistrzostwo w kuchni francuskiej. W tym roku mija sto lat od chwili jej narodzin i myślę, że jest to idealny moment, aby zacząć fascynująca podróż przez krainę tradycyjnych, sprawdzonych przepisów Julii doprawionych specyficznym humorem autorki.
Po obejrzeniu filmu Julie i Julia na mojej liście życzeń znalazła się oczywiście książka z poradami przepisami Julii Child Gotuj z Julią (w oryginale Julia's Kitchen Wisdom). Dzięki niej każdy z nas, od czasu do czasu, może korzystać z cudownego kulinarnego wyczucia i doświadczenia Julii. Została ona zainspirowana odręcznymi notatkami Julii o tym co się udaje, a czego nie powinno się robić.
Pomimo panującej mody na krem czekoladowy ganache, który robi się dużo łatwiej i szybciej, słodki i aksamitny mus czekoladowy na bazie ciemnej czekolady, ubijanych na parze jaj i masła jest faworytem Julii.
Przepis mówi, że jest to porcja dla 6-8 osób. Ja zrobiłam mus z połowy składników i podzieliłam na trzy porcje. Mus można serwować z bitą śmietaną lub kremem angielskim. Ja pomyślałam jednak, że idealnie skomponują się z nim karmelizowane gruszki i... miałam rację.
MUS
CZEKOLADOWY
Z
KARMELIZOWANYMI GRUSZKAMI
Porcja
na 6 osób
170g ciemnej czekolady
110g masła
4 jaja
1/4 szklanki likieru
pomarańczowego
3/4 szklanki cukru
|
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej z 4 łyżkami mocnej kawy. Masło pokroić, żeby
zmiękło. Oddzielić białka od żółtek. Żółtka ubić z likierem pomarańczowym,
pod koniec dodawać partiami cukier. Ubijać do czasu, aż piana stanie się
gęsta i bladożółta, będzie "tworzyć wstążkę". Miskę wstawić do
rondla z delikatnie wrzącą wodą i ubijać przez 4-5 minut, aż masa się spieni
i będzie ciepła. Zdjąć z ognia i kontynuować ubijanie do czasu, aż masa
ostygnie.
Do rozpuszczonej czekolady dodać stopniowo masło, mieszając do rozpuszczenia, a następnie
połączyć ją z masą z żółtek. Ubić białka stopniowo zwiększając obroty miksera
(wg rady Julii jajka powinny mieć temperaturę pokojową).
Gdy piana zacznie się robić
gęsta dodać 2 łyżki cukru i dalej ubijać. Ubitą pianę dodawać partiami do
żółtek i czekolady. Najpierw 1/4 piany, a następnie delikatnie mieszając
pozostałą część.
Przełożyć mus do
6 szklanek lub pucharków, przykryć i chłodzić przez kilka godzin. Mus można
przechowywać w lodówce przez kilka dni.
|
KARMELIZOWANE GRUSZKI
2 średniej wielkości gruszki
1 łyżka wody
2 - 3 łyżki brązowego cukru
Gruszki obrać ze skórki, wykroić gniazda nasienne, ale pozostawić ogonki. Owoce przekroić na 4 części (jedna z nich z ogonkiem). Na dużej patelni podgrzewać cukier z wodą, do momentu, aż zacznie się pienić i uzyska brązowy kolor. Dodajemy ćwiartki gruszek i podsmażamy 3-4 minuty obracając co minutę.
Mus czekoladowy i gruszki? Piszę się na to.
OdpowiedzUsuńDodatkowo, zainteresowałaś mnie materiałem o Julli Child. Przyznam bez bicia, że nigdy o niej nie słyszałam, jednak teraz mam ochotę zobaczyć ten film i zaznajomić się z jej postacią.
Swoją drogą, pięknie dziękuję za komentarz u mnie. :)
Na KUCHNI+ puszczają jakieś stare odcinki z jej udziałem. Można ją tam bliżej poznać:) ale ostrzegam - to nie amerykańska Nigella:)
OdpowiedzUsuńwszystko jest tutaj piękne
OdpowiedzUsuńmożna się rozpłynąć z zachwytów nad czekoladowym latem
takie miłe słowa zawsze mile widziane:)
UsuńDużo jajek, jeszcze więcej masła i czekolada. Trudno w tym nie rozpoznać charakterystycznego dla Julii rozmachu :)
OdpowiedzUsuńAle za to jakie pyszne efekty...:)
tak, tak:) podobne upodobania jak bogini Nigella (oczywiście przed dietą):)
Usuńmoim zdaniem gruszki pasują idealnie, patrzę na te zdjęcia i już czuję głęboki smak czekolady..... ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowite zdjęcia, szkoda tylko, że oglądam je kiedy nie mam w szafce nawet kostki czekolady;P
OdpowiedzUsuńTo koniecznie musisz udać się na zakupy:) u mnie zawsze jest zapas ciemnej czekolady:)
UsuńKocham ją :)
OdpowiedzUsuń